Z dala od Kingston, Jamajki i Ameryki, w Szaszemenie, mieście w sercu Etiopii, gdzie według pierwszych geografów żyli spaleni słońcem ludzie, słychać rastafariańskie śpiewy. Piosenki mówią o Bogu, cesarzu, odzyskanej wolności i ziemi obiecanej. Roadney, eksbokser z Kingston, Julian, syn rewolucjonisty z Brighton i Ras Kabinda, buntownik z Karaibów. Do kraju powróciło ok. 300 rastafarian. Są gośćmi cesarza. Podarował im Syjon, ich dom, odnaleziony na nowo raj.
Po odkryciu Karaibów i Ameryki przez Krzysztofa Kolumba, mocarstwa kolonialne uprowadziły ponad 15 milionów Afrykańczyków jako niewolników Nowego Świata. Kiedy Ras Tafari Makonnen w 1930 roku został koronowany na cesarza Etiopii, legendarnego 225-go następcę króla Salomona i królowej Saby, nazwał siebie Hajle Syllasje - królem królów. Dla ruchu Wyzwolenia Czarnych na Jamajce był przyszłym zbawcą, objawieniem Jah na ziemi, który zerwie z nich łańcuchy Babilonu, znienawidzonego świata białych. Kiedy cesarz został wygnany przez armię faszystowskich Włoch w 1935 r., społeczność rastafariańska pomogła mu odzyskać tron. W podzięce przekazał im w Szaszemenie 500 hektarów ziemi. Do dziś Etiopia jest rajem Rastafarian a Haile Selassi, ich Mesjaszem.